-
91. Data: 2017-12-11 08:08:41
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: ddddddddddddd <d...@f...pl>
W dniu 11.12.2017 o 03:48, Zenek Kapelinder pisze:
> Czym Cie wkurwilem?
>
tym, że ci którzy mają inne zdanie niż ty to złodzieje
--
Pozdrawiam
Łukasz
-
92. Data: 2017-12-11 08:09:46
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: ddddddddddddd <d...@f...pl>
W dniu 10.12.2017 o 23:26, Zenek Kapelinder pisze:
> Ani ja ani rzad nie jest adresatem Twoich problemow. Gdyby nie oszustwa w Twojej
branzy to nikomu do glowy by nie przyszlo robic jakies odwrocone vaty czy inne gowno.
Ty jestes uczciwy ale inni oszukuja. Jestes ofiara tych co oszukuja. Wyobraz sobie
hipotetyczna sytuacje ze jest panstwo w ktorym nie ma wypadkow drogowych. W takim
panstwie prawa jazdy sa zbedne, wystarczy ze ktos sam nauczy sie jezdzic. Nie ma w
takim panstwie ograniczen predkosci itd. Nie zaplacilem mandatu przez cwierc wieku
albo i troche dluzej. Czyli potrafie jezdzic bezpiecznie i ocenic kiedy jade
bezpiecznie. W wielu przypadkach moglbym pojechac 75 a musze nie wiecej niz 50. Czy
rzad jest winny ze mam zalozona obroze i ciagle skraca mi sie smycz? Nie, winni sa ci
co robia wypadki.
oczywiście, wszystko dla naszego dobra...
--
Pozdrawiam
Łukasz
-
93. Data: 2017-12-11 08:50:11
Temat: Re: Palenie p?yt w piecu
Od: Myjk <m...@n...op.pl>
Sun, 10 Dec 2017 09:20:19 -0800 (PST), Lisciasty
> Oczywiście że nie, ale jak mu nie pokażesz i nie pomęczysz chwilę
> tematu to nie załapie. Dlatego pomysł "posadzić dzieciaka na rok
> w kącie z gitarą" uważam za nieżyciowy ;)
Jak dziecko SAMO wykazuje chęć do robienia czegoś, to trzeba to sprawdzić
na ukierunkowanych zajęciach a nie dać sprzęt, książkę i czekać aż
zaskoczy. Bo dziecko samo załapie raz na tysiąc, albo i na sto tys. W
innych przypadkach trzeba montywować i skrajnym głupcem trzeba być aby nie
poświęcić czasu na motywację i zajęcia.
--
Pozdor
Myjk
-
94. Data: 2017-12-11 08:50:26
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Myjk <m...@n...op.pl>
Sun, 10 Dec 2017 18:18:47 +0100, Yakhub
> Moim własnym marzeniem z dzieciństwa, niezrealizowanym do dzisiaj jest
> kierowanie koparką.
Ja chciałem się przejechać śmieciarką. Stąd trochę przewrotnie zadałem to
pytanie w takiej formie -- takie po prostu było moje pierwsze przyziemne
marzenie jakie pamiętam.
Generalnie nie ważne jakie się ma marzenia, ważne że się je ma i dąży się
do ich spełnienia. Jak ktoś twierdzi, że marzenia są SŁABE, jakie by nie
były, to nie jest wart funta kłaków.
--
Pozdor
Myjk
-
95. Data: 2017-12-11 08:58:51
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Myjk <m...@n...op.pl>
Sat, 9 Dec 2017 10:47:03 -0800 (PST), Budyń
>>>>> problem masz w jakims fałszywym wyobrażeniem dobrego wychowania.
>>>>> Wychowanie to nie jest ilość władowanej wiedzy w postaci zajęc
>>>>> dodatkowych. To o czym piszesz to wykształcenie, nie jest tozsame z
>>>>> wychowaniem.
>>>> Wykształcenie jest częścią wychowania.
>>> owszem - ale go nie zastępuje. Prosty rolnik gdy wychowa swoje dziecko
>>> na prostego, uczciwego rolnika nie jest w swoim procesie wychowawczym
>>> gorszy niż ty. Nawet jesli nie umie tego tak nazwac.
>> To ty "fałszywie" stwierdziłeś że zajęcia EDUKACYJNE to tylko
>> wykształcenie, a nie ja.
> pozwolisz ze cie zacytuję:
>> wywołanej biedą, sobie sama (niby) nie radzi. Wiesz dlaczego ja mam jedno
>> dziecko? Nie dlatego że mnie nie stać na więcej. Drugiego na obecnym
>> poziomie (ilość zajęć edukacyjnych) bym nie miał czasu wychować i nie wiem
>> jak wychowują się dzieci w ilości >2/3+, jeszcze z jednym rodzicem.
>> Podejrzewam że się nie wychowują.
> nie chcesz drugiego, bo nie masz czasu na dodatkowa
> ilość zajęć edukacyjnych - to jest chore.
Skup się, gdzie tu jest napisane, że zajęcia edukacyjne to tylko i
wyłącznie jałowe WYKSZTAŁCENIE? Nie widze też nic chorego w tym, że mogę
dziecku poświęcić więcej czasu niż gdybym miał ich dwóję albo więcej. Tylko
łaskawie proszę, nie dorabiaj sobie znowu teorii, że je przez to
rozpieszczam.
> ale i tak to jest jeszcze lepsze, znów cie zacytuję:
>>Nie ma to jak produkować dzieci z myślą o swoim tyłku... :/
> No to mi wyjaśnij w jakim CELU zdecydowałeś sie na pierwsze dziecko?
Z pewnością nie po to, żeby się opiekowało moim tyłkiem. Pewnie wynika to
głównie z natury, instynktu, a posiadanie jednego dziecka na raz w obecnych
czasach bardziej wynika z rozsądku. Albowiem nie wiem czy po urodzeniu
pierwszego, albo tym bardziej drugiego czy trzeciego, w tym losowym świecie
zaraz bym w wypadku nie zginął, albo nie ujawniłaby się jakaś choroba która
przywiązałaby mnie do łóżka, przez co zostawiłbym żonę samą, albo co gorsza
z dziećmi i jeszcze niepełnosprawnym klocem do kompletu.
W szlachetnej paczce taka rodzina się nawinęła. Trójka dzieci, mąż się
rozchorował, większość kasy ponoć idzie na jego leki i opiekę, kolejna
część na kredyt na mieszkanie i mają problem.
Więc ja może żyję skromniej, mam 18-letnią pralkę, w 98% dziecko chodzi w
używanych rzeczach po rodzinie i znajomych (i vice versa) ale nie mam
kredytów, mam zapas kasy i ubezpieczenie na wypadek choroby i śmierci --
nawet jak zginę, to żona sobie poradzi bez pomocy z zewnątrz. Nie potrzebna
jej będzie szlachetna paczka, nie potrzebne jej będzie pińćset plus i inne
obciążanie sobą reszty społeczeństwa.
Ale ja to truskawki z cukrem, prawda... Samolubny jestem do bUlu!
>>> > Natomiast brak rodzeństwa to jest ograniczenie rozwoju dziecka.
>>> ty sie z żoną skonsultuj czy ta grupa zastępuje rodzeństwo.
>> Nie odwracaj kota ogonem. Stwierdziłeś, że moje dziecko, jako jedynak, jest
>> OGRANICZONE W ROZWOJU, bo nie ma komapana w postaci drugiego (lub więcej)
>> dziecka.
> Nie napisałem ze nie ma kompana. Napisałem ze nie ma rodzeństwa. Co w
> efekcie je ogranicza w rozwoju. Relacje miedzy rodzeństwem są innego
> rodzaju niż te towarzyskie.
O typowych relacjach między rodzeństwem to mogła wiele mi opowiedzieć moja
żona, jak i inni znajomi posiadający rodzeństwo. Obserwować też mi nikt nie
zabrania. Nic pozytywnego w tych opowieściach z ich dziecińśtwa, jak i
obecnych relacji, nie znajduję -- choć "na ludzi wyrośli" oczywiście
wszyscy (w sensie nie biją, nie chlają, nie mordują). Także, jak dla mnie
oczywiście, przeceniasz rolę posiadania rodzeństwa. Aczkolwiek pewnie zaraz
usłyszę, że mam złą rodzinę i złych znajomych? heh
> Owszem, rodzina, czemu nie. Ale faktycznie patologiczna jesli brak czasu
> na zajęcia dodatkowe powoduje ze nie moze zdecydować sie na kolejne
> dziecko.
Móc to może. Nie chcę. Świadomie.
> Twoja "jakosc" super wykształcona sie zabierze za granicę w celu lepszej
> samorealizacji (w koncu tak ją wychowałeś) a wy zostaniecie na starosc
> sami.
Znowu dorabiasz jakieś swoje wybujałe wyobrażenia. Wychowanie "w miłości"
także tego nie wyklucza.
> Jesli ty uwazasz ze potrafisz sie zabezpieczyc srodkami
> materialnymi przed samotnoscią to informuję cie ze słaba to nadzieja.
Po czym wnosisz, już przebrnąłeś osobiście przez ten element?
> Moze i bedzie cie stac na opiekunkę która ci pieluchę wymieni, ale nie
> stac cie bedzie na wsparcie osoby która cie bedzie kochała.
Dobra opiekunka potrafi posiadać więcej empatii niż niejedno kochające
dziecko. Zresztą nie widzę nic fajnego w tym, żeby mi dziecko pieluchę
zmieniało, nawet jeśli włoży w to całą swoją miłość. Akurat wsparcie może
okazywać bez tego przykrego, dla obojga, elementu.
> Dziecku masz ofiarować miłość. Nie wykształcenie, nie zajęcia dodatkowe
> i 5 języków. To sa własnie półśrodki. A na miłość stać cie nawet przy
> siódemce dzieci.
Znowu mi utykasz, patrząc przez jakiś wydumany krzywy pryzmat, że jak
oferuję MOŻLIWOŚCI ROZWOJU, to nie ofiaruję dziecku miłości. Oczywiście że
ofiaruję. Dodatkowo jednak daję możliwość samorealizacji przez poświęcenie
mu swojego czasu, a także poprzez większą ilość prób wszelakich. Przy
większej ilości dzieci musiałbym to w końcu ograniczyć, bo dzieci różne są,
zazwyczaj w różnym wieku i nie można zmuszać jednego do robienia tego co
lubi drugie tylko dlatego że czasu i energii brakuje. Na poczatku wspólne
zajęcia zadziałają, ale w końcu się prawdopodobnie drogi rozejdą i może
powstać problem. Ja tego chcę uniknąć, już uniknąłem. W zasadzie to robię
się powoli gotowy na drugie dziecko, jeszcze tylko trochę, ale już
niewiele, samodzielności braknie obecnemu dziecku.
--
Pozdor
Myjk
-
96. Data: 2017-12-11 09:06:30
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Myjk <m...@n...op.pl>
09 Dec 2017 19:54:49 GMT, Mateusz Viste
> On Sat, 09 Dec 2017 17:14:49 +0100, Myjk wrote:
>> Taniec i "aktorstwo" to wybór dziecka
> Wybór, tzn. zachcianka.
Zachciankę to można mieć na ciastko po objedzie, a nie na treningi w pocie
czoła 4x w tygodniu, w tym także co jakiś czas w niedziele z wizją
cyklicznych turniejów gdzieś na drugim końcu Polski.
> Każde dziecko jest fotogeniczne... bo jest dzieckiem. To taki trik
> ewolucyjny, cobyśmy nie porzucali potomstwa w lesie przy pierwszej
> możliwej okazji. A to że rodzina i znajomi twierdzą że to dziecko jest
> wyjątkowe itp itd... no cóż, od tego są żeby tak mówić.
Nie prawdą jest że każdy jest fotogeniczy -- dotyczy to także dzieci. Dla
swoich rodziców każde dziecko jest ładne, to normalne. Ja nie piszę jednak
o tym co ja widziałem w swoim dziecku. Nie zmienia to jednak faktu, że nie
wykorzystaliśmy tego atutu, bo uznaliśmy to za niewłaściwe wychowawczo.
>> Moje dziecko chciałoby jeszcze wiele innych rzeczy robić (np. nauczyć
>> się grać na gitarze czy poświęcić się pływaniu w takim stopniu jak
>> tańcowi)
> Po prostu nudzi mu się, czyli nie potrafi zająć się sobą.
> Dziecko ma ganiać na dworze, bawić się patykami, po deszczu zbierać
> dżdżownice i w stawie łapać żaby. W taki sposób kreuje wyobraźnię i uczy
> się podstaw życia.
Po prostu jest już starsze, widać bardziej ambitne i nie zadowala się już
tylko zabawą dżdżownicami i patykami -- takie rzeczy robiło, owszem, jak
miało 2 lata.
Co chwilę się jednak spotykam z sytuacją, że dziecko innych rodziców
wykazywało w domu albo na zajęciach ponadprzeciętne umiejętności w danym
temacie, ale było LENIWE (bo dzieci są leniwe, z natury), albo wykazywało
chęci i zaangażowanie, ale w końcu odpuszczało -- bo koledzy "miłością
obdarzeni" się śmiali i wyzywali od gejów itp. (tak, rzeczy mają miejsce
już w I klasie podstawówki). Więc rodzice odpuszczali, tłumacząc że nie
będą dziecka zmuszać. Tak realnie rezygnowali, bo dla nich wygodniej było
się uwalić na kanapie, dać dziecku w zamian patyk i żabę do zabawy.
Względnie odpuszczali, bo nie musieli zmagać się z wyjaśnieniami i
MOTYWACJĄ aby ich dzieci robiły to co lubią i potrafią robić dobrze, bez
zważania na zdanie "dobrych" kolegów.
> Nie mówię że te nowobogackie "zajęcia" są czymś koniecznie złym, jeśli w
> bardzo umiarkowanej ilości i z zachowaniem zdrowego rozsądku, czemu nie.
> Ale twierdzenie iż przekłada się to jakkolwiek na wyższą "jakość
> wychowania" jest po prostu smutne.
Oczywiście że się przekłada. No ale co można o tym powiedzieć, jak się
uważa że dziecko to się nadaje tylko do zabawy patykami, dżdżownicami, w
najlepszym wypadku żabami i trzeba mu zostawić pełną "swobodę rozwoju".
> Przy czym specyficzne pasje są jak najbardziej słuszne, zdrowe i pożądane
> - ale to dziecko ma do nich dążyć i je w sobie rozwijać, a nie rodzic.
Nadal to ty (jak i reszta tutaj) próbuje wmawiać, że to ja dążę do wpojenia
SWOICH pasji i zmuszam do czegoś dziecko. To nie jest prawda -- ja dziecku
tylko zapewniłem możliwość SPRÓBOWANIA jak największej ilości rzeczy, a
pasje wybrało sobie SAMO. I na to pielęgnowanie "pasji" JEDNEGO dziecka
ledwo starcza czasu.
> Nauka gry na gitarze? Spoko, niech dostanie jakąś gitarę z niższej półki
> na gwiazdkę oraz abecadło młodego muzyka, siądzie w kącie i przez rok
> niech ćwiczy i kombinuje.
> Natychmiastowe wysyłanie pociechy na wszelkie
> "zajęcia" jest, *według mnie*, poważnym błędem wychowawczym.
Błędem to jest założenie, że każde dziecko od urodzenia wie czego chce, wie
jak to się robi i samo wszystko wykombinuje, jak i pokaże rodzicom co
potrafi najlepiej. Ostatecznie większość "wyrośnie na ludzi" (bo nikogo
przecież nie biją i nie mordują), ale nie potrafią się na spotkanie zjawić
o czasie, nie potrafią zrobić jednej rzeczy dobrze w pracy albo robią na
pół gwizdka, w końcu robiąc zupełnie coś innego niż to w czym są najlepsze
i nie robią tego co lubią. Błędne jest także założenie, że rodzice SAMI w
domu wyłapią zdolności dziecka dając patyk i zostawiając z nim dziecko samo
w kącie żeby coś wymyśliło, bo rzekomo kreatywność się poprawia. To się
sprawdza jedynie w bardzo niewielkim promilu przypadków jak się trafi na
TALENT. Większość niestety trzeba zwyczajnie wypracować poprzez motywację i
DZIAŁANIA.
> Zamiast uczyć się wytrwałości, konsekwencji i samozaparcia,
> dziecko uczy się że wszystko w życiu przychodzi samo,
> bo przecież należy mu się.
Już widzę jak dziecko dostaje gitarę, książkę i ćwiczy żeby to miało jakiś,
choć elementarny, sens. Tak to tylko w bajkach. Gitara to jeden z
najtrudniejszych i najbardziej zniechęcających dla dziecka popularnych
instrumentów. Bardziej niewdzięczne są chyba jeszcze skrzypce.
BTW Moja córka miała w zerówce młodego skrzypka. Wychowawczyni prosiła aby
dzieci na koniec roku coś zaprezentowały ze swoich talentów, etc. Skrzypek
więc na klasowym występie smutno zawodził.
Reszta dzieci, jego kolegów i koleżanek, podczas występu się śmiała. Mnie
się natomiast płakać chciało jak to widziałem. Głównie nad rodzicami tych
dzieci, którzy wykazywali ZEROWY brak reakcji na dramatycznie złe
zachowanie swoich dzieci (jedna mama zareagowała dosyć ostro). Dość rzec,
że reszta z całej 24 osobowej klasy nie potrafiła NIC sobą zaprezentować.
Ja to wszystko przerobiłem na sobie i uważam, że takie podejście jak
większość tutaj opisuje, szczególnie trójka drombo (już w komplecie,
hurra!) i jak wychowywana jest większość dzieci, było i jest ZŁE. I co z
tego że jest "swoboda rozwoju", jak później z tego więcej braków niż
korzyści. No ale wiadomo, zajęcia edukacyjne są przecież dla
"nowobogackich" snobów oraz nie kochających swoich dzieci, ujmują im tylko
z cudownego dzieciństwa kiedy można było mieć wszystko w nosie! Szkoda że
tak potem na przyszłość pozostaje.
Dla przykładu Ci wszyscy sportowcy typu Stoch, Kubica, Lewandowski co
często w wieku 3 lat karierę zaczynali, a w wieku 8-9 lat występowali
prawie profesjonalnie, to przecież od urodzenia SAMI wiedzieli że chcą to
robić, SAMI się do klubów pozapisywali, SAMI sobie sprzęt kupili i SAMI
jeździli na zajęcia. To wszytko wina rodziców złoczyńców, co im dzieciństwo
spieprzyli, bo ich przed tym nie powstrzymali kijkiem i żabą!
Ciekawe ilu z Was tutaj tym "dzieciom" teraz kibicuje. :/
>> Nie ma sensu. Warunki teraz są inne, opiekę można zapewnić sobie samemu
>> bez angażowania w to dzieci. Tylko trzeba pomyśleć.
> Mówimy tu o procesie który ma miejsce od setek tysięcy lat. Wbrew temu co
> może ci się złudnie wydawać, nic się od przedwczoraj nie zmieniło.
Żeby pozostać w temacie, kiedyś ludzie tysiące lat palili ogniska w domach,
czym popadnie, i jak widać też niewiele się zmieniło...
--
Pozdor
Myjk
-
97. Data: 2017-12-11 11:15:51
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Yakhub <a...@a...aa>
Dnia Mon, 11 Dec 2017 08:50:26 +0100, Myjk napisał(a):
> Sun, 10 Dec 2017 18:18:47 +0100, Yakhub
>
>> Moim własnym marzeniem z dzieciństwa, niezrealizowanym do dzisiaj jest
>> kierowanie koparką.
>
> Ja chciałem się przejechać śmieciarką.
Domyślam się, że nie w kabinie, tylko na tym podeście z tyłu? :)
--
Yakhub
-
98. Data: 2017-12-11 11:22:04
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Myjk <m...@n...op.pl>
Mon, 11 Dec 2017 11:15:51 +0100, Yakhub
>> Ja chciałem się przejechać śmieciarką.
> Domyślam się, że nie w kabinie, tylko na tym podeście z tyłu? :)
Oczywiście, pociągać za wajchy też chciałem. ;)
--
Pozdor Myjk
-
99. Data: 2017-12-11 15:49:45
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Zenek Kapelinder <4...@g...com>
Moglbys zacytowac gdzie cos takiego sugerowalem co Cie wkurwilo.
-
100. Data: 2017-12-11 15:54:39
Temat: Re: Palenie płyt w piecu
Od: Zenek Kapelinder <4...@g...com>
A zebys wiedzial ze przepisy sa tworzone dla Twojego dobra chociaz sie z nimi nie
zgadzasz. Dla alimenciarza komornik to ostatnia menda. Ale jak przynosi kobiecie
zabrane alimenciarzowi pieniadze i moze cos kupic dzieciom jest czlowiekiem dobrym i
szlachetnym. Kim dla Ciebie jest komornik?