eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plNieruchomościGrupypl.misc.budowanie › Po co różnicówki?
Ilość wypowiedzi w tym wątku: 51

  • 41. Data: 2009-10-20 10:35:53
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: Mateusz Viste <m...@n...please>

    On Tuesday 20 October 2009 12:09, Jarek P. wrote:
    >> Z prawa Ohma wynika co innego - im większy opór tym mniejszy prąd!
    >> ;-)
    >
    > To nie do mnie z tym wnioskiem.

    To o mnie chodzi :)
    Tak, szybko pisząc dwukrotnie użyłem słowa "mniej". Oczywiście za drugim razem miało
    być "więcej".

    > "Poniżej 0,5mA człowiek nie odczuwa porażenia prądem, lecz w miarę
    > jego wzrostu następuje łaskotanie, mrowienie, drętwienie aż do bólu a
    > następnie dochodzi do skurczu mięśni. Wtedy natężenie przekracza tzw.
    > prąd samouwolnienia, czyli 10mA.

    Tu się zgadzam. Co prawda nie miałem nigdy okazji przetestować tych wartości na
    sobie, ale oto kilka danych, na temat odczuwanych wrażeń i reakcji organizmu
    człowieka na przepływ prądu o częstotliwości 50..60 Hz na drodze "dłoń jednej ręki -
    dłoń drugiej ręki":

    0,3...0,4 mA: Odczuwa się przepływ prądu w miejscu zetknięcia dłoni z elektrodą.
    0,7...1,2 mA: Prąd wyraźnie się odczuwa.
    1,2...1,6 mA: Łaskotanie i swędzenie ręki (podobne do swędzenia powodowanego przez
    mrówki).
    1,6...2,2 mA: Cierpnięcie dłoni.
    2,2...2,8 mA: Cierpnięcie przegubów.
    2,8...3,5 mA: Lekkie usztywnienie rąk.
    3,4...7,5 mA: Silne usztywnienie rąk, ból w przedramieniu aż do łokcia.
    4,0...7,0 mA: Skurcze dłoni, przedramienia i ramion.
    ok. 6,0 mA: Kobiety mogą się jeszcze odłączyć od elektrod pomimo skurczu ramion i
    dłoni.
    ok. 9,0 mA: Mężczyźni mogą jeszcze odłączyć się od elektrod pomimo skurczu ramion i
    dłoni.
    10,0...25,0 mA: Uwolnienie się od elektrod na skutek skurczu bardzo trudne lub
    niemożliwe.
    20,0...60,0 mA: Silne i bardzo bolesne skurcze mięśni rąk i klatki piersiowej,
    możliwość arytmii serca.
    60,0..100,0 mA: Prawdopodobieństwo nierównej i niezgodnej pracy komór i przedsionków
    serca - konieczna natychmiastowa pomoc lekarza.
    powyżej 300 mA: Zatrzymanie normalnej pracy serca.

    Źródło: Jerzy Dreszer, "Zarys Elektrotechniki", Wydawnictwo Szkolne i Pedagogiczne,
    1978

    Pozdrawiam,
    Mateusz Viste


  • 42. Data: 2009-10-20 11:47:11
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: Krzemo <p...@g...com>

    On 20 Paź, 12:09, "Jarek P." <j...@g...com> wrote:
    > On 20 Paź, 10:39, Krzemo <p...@g...com> wrote:
    >
    > > Z prawa Ohma wynika co innego - im większy opór tym mniejszy prąd!
    > > ;-)
    >
    > To nie do mnie z tym wnioskiem.

    Toż nie do Ciebie było.
    Znacznik ">>" i niewycięty "Mateusz Viste <m...@n...please>
    wrote: " chyba wyraźnie wskazują do kogo.
    ;-)


    > > Jeżeli prąd nie ma gdzie popłynąć to i "rażenia prądem" nie ma ;-)
    >
    > Odkrywcze... ;-)

    Ale o dziwo trudno się niektórym z tym pogodzić...
    ;-)

    >
    > Po pierwsze: co rozumiesz przez "zwykle"? Kiedy i w jakich sytuacjach
    > ów prąd to dużo więcej niż 30mA

    Obstawiam że więcej niż 90% stwierdzonych porażeń prądem (a nawet 99%
    przypadków śmiertelnych) następuje w przypadku porażenia prądem o
    natężeniu większym niż 30mA.
    ;-)

    > i co ważne, przez jaki czas płynie?

    Jeżeli to jest różnicówka i prąd upływu (poza obwód) to przecież ten
    czas jest możliwie najkrótszy.
    ;-)


    > > nie trzepało. Prąd po prostu nie miał gdzie popłynąć bo siedziałem na
    > > kanapie. A mrowienie czułem tylko dlatego że skóra dłoni zwarła obwód
    > > pierwotny (L i N).
    >
    > Czy tylko mi się zdaje, że w tym zdaniu przeczysz sam sobie?

    Masz słuszność - zdaje Ci się.
    ;-)

    > Co tam się w końcu działo? Zwarłeś skórą dłoni L z N

    bingo.

    >czy tez jedynie
    > trzymałeś za L a poniewaz siedziałeś na kanapie a nie gołą d... na
    > betonie, płynął jedynie niewielki prąd upływu wywołujący mrowienie?

    Nie płynął żaden (wyczuwalny) prąd upływu przez ciało (poza dłonią).

    > Jeśli to pierwsze, to mylisz się pisząc, że prąd upływu nie miał gdzie
    > płynąć,

    Nie miał gdzie płynąć i nie płynął. Różnicówka by nie zadziałała. A ja
    (poprzez swoją skórę) stałem się integralną częścią zamkniętego obwodu
    elektrycznego z którego to obwodu nic nie uciekło (ponad standard),
    czyli prąd upływu nie płynął (przynajmniej w takiej ilości żeby
    spowodować wyczuwalne "wrażenia").
    ;-)


    > a ja gratuluję gruboskórności, jeśli faktycznie czułeś jedynie
    > mrowienie (ew. zdefiniujmy słowo "mrowienie").

    Dziękuję.
    ;-)
    A mrowienie, łaskotanie itp (jakkolwiek to nazwać i rozumieć) czułem
    tylko na dłoni w której trzymałem płytkę.

    > > w dodatku nie jest to przewód N. Czyli właśnie wtedy gdy trzymasz
    > > swojego fjuta między żeberkami kaloryfera (no ja bym na to nie wpadł
    >
    > Nie wiem, czy byś nie wpadł, nie znam Cię, a pisząc to starałem się w
    > zdaniu zawrzeć różne możliwości.
    >

    Tylko że takimi wstawkami od razu antagonizujesz adwersarzy, którzy
    będą się czuli zobowiązani odpowiedzieć równie elokwentnie.
    ;-)


    Pozdrawiam,
    Krzemo.


  • 43. Data: 2009-10-20 12:37:24
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: "Jarek P." <j...@g...com>

    On 20 Paź, 13:47, Krzemo <p...@g...com> wrote:

    > Obstawiam że więcej niż 90% stwierdzonych porażeń prądem (a nawet 99%
    > przypadków śmiertelnych) następuje w przypadku porażenia prądem o
    > natężeniu większym niż 30mA.

    Odważnie. Ale masz coś na poparcie, czy tylko takie masz wrażenie?

    > Jeżeli to jest różnicówka i prąd upływu (poza obwód) to przecież ten
    > czas jest możliwie najkrótszy.
    > ;-)

    Jeśli jest, to tak, jeśli nie ma, to nie i wtedy czas rażenia może
    decydować o wielu rzeczach.

    > Masz słuszność - zdaje Ci się.

    Zdaje mi się? To w końcu płynął ten prąd z L do N czy z L do ziemi?

    > ;-)

    ;-)

    > Nie płynął żaden (wyczuwalny) prąd upływu przez ciało (poza dłonią).

    Zwarłeś sobą L z N. Prąd rażenia płynął lokalnie po dłoni. Poza dłonią
    nie miał powodów płynąć (pomijając jakieś resztkowe prądy), ale to nie
    zmienia faktu, że był to prąd rażenia. Jeśli powodował dla Ciebie
    jedynie "mrowienie", to jak pisałem, gratuluję gruboskórności, ja w
    takiej sytuacji zwykle rzucam płytkę i klnę potem przez dłuższą
    chwilę.

    > Nie miał gdzie płynąć i nie płynął. Różnicówka by nie zadziałała. A ja
    > (poprzez swoją skórę) stałem się integralną częścią zamkniętego obwodu
    > elektrycznego z którego to obwodu nic nie uciekło (ponad standard),
    > czyli prąd upływu nie płynął (przynajmniej w takiej ilości żeby
    > spowodować wyczuwalne "wrażenia").

    Czyli uściślijmy: było porażenie, czy nie było? Bo tak w sumie nie
    bardzo wiem, co tym przykładem usiłujesz dowieść. Czy na podstawie
    emotikonów na końcu każdego zdania mam wnioskować, że tak sobie tylko
    dla żartu piszesz i fajnie się przy tym bawisz, czy też mam wysnuć tu
    jakieś wnioski? Jeśli to drugie, to podpowiedz proszę, jakie, bo chyba
    nie wiem. Pod zdaniem, w którym piszę, że w dwuprzewodowej instalacji
    różnicówka w bardzo wielu przypadkach nic nie da i przed niczym nie
    uratuje, podajesz przykład sytuacji w której jest porażenie prądem (bo
    jest, nawet jeśli to dla Ciebie tylko mrowienie było), a w której
    różnicówka wogóle nic nie da, po czym kończysz to stwierdzeniem, że
    mam nie siać paniki, bo tu przecież nie było prądu upływu. Rozwiń to
    proszę, bo chyba nie nadążam.

    > Tylko że takimi wstawkami od razu antagonizujesz adwersarzy, którzy
    > będą się czuli zobowiązani odpowiedzieć równie elokwentnie.

    Moja wypowiedź, moje prawo do ubarwiania, nikogo tam nie atakowałem,
    nikogo nie obrażałem. A że Ty czytając to czujesz się
    zantagonizowany... no cóż, dla mnie Twoje ";-)" używane zamiast kropki
    po każdym akapicie też jest irytujące ;-)

    J.


  • 44. Data: 2009-10-20 14:55:29
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: Krzemo <p...@g...com>

    On 20 Paź, 14:37, "Jarek P." <j...@g...com> wrote:
    > On 20 Paź, 13:47, Krzemo <p...@g...com> wrote:
    >
    > > Obstawiam że więcej niż 90% stwierdzonych porażeń prądem (a nawet 99%
    > > przypadków śmiertelnych) następuje w przypadku porażenia prądem o
    > > natężeniu większym niż 30mA.
    >
    > Odważnie. Ale masz coś na poparcie, czy tylko takie masz wrażenie?

    Wszystkie przypadki jakie spotkałem lub o jakich słyszałem to były
    takie w których albo kimś zdrowo trzepało, albo zwęgleniu albo
    poparzeniu uległa znaczna część ciała. To wyklucza prąd o natężeniu
    mniejszym niż 30mA. Czy masz coś na poparcie tezy że jest inaczej?

    >
    > > Masz słuszność - zdaje Ci się.
    >
    > Zdaje mi się? To w końcu płynął ten prąd z L do N czy z L do ziemi?
    >
    Ile razy jeszcze trzeba to napisać abyś to przyjął do wiadomości?
    ;-)

    >
    > > Nie płynął żaden (wyczuwalny) prąd upływu przez ciało (poza dłonią).
    >
    > Zwarłeś sobą L z N. Prąd rażenia płynął lokalnie po dłoni. Poza dłonią
    > nie miał powodów płynąć (pomijając jakieś resztkowe prądy), ale to nie
    > zmienia faktu, że był to prąd rażenia. Jeśli powodował dla Ciebie
    > jedynie "mrowienie", to jak pisałem, gratuluję gruboskórności, ja w
    > takiej sytuacji zwykle rzucam płytkę i klnę potem przez dłuższą
    > chwilę.

    Zrobiłem to samo jak doszło do mojej świadomości że to takie trochę
    niezwykłe swędzenie....
    ;-)

    > > Nie miał gdzie płynąć i nie płynął. Różnicówka by nie zadziałała. A ja
    > > (poprzez swoją skórę) stałem się integralną częścią zamkniętego obwodu
    > > elektrycznego z którego to obwodu nic nie uciekło (ponad standard),
    > > czyli prąd upływu nie płynął (przynajmniej w takiej ilości żeby
    > > spowodować wyczuwalne "wrażenia").
    >
    > Czyli uściślijmy: było porażenie, czy nie było? Bo tak w sumie nie
    > bardzo wiem, co tym przykładem usiłujesz dowieść.

    Chcę dowieść coś bardzo istotnego... że najczęstszymi "porażeniami"
    które są poważne w skutkach są takie w których bierze udział prąd
    upływu. I dla takich to przypadków najskuteczniejszą obroną (czytaj:
    nic lepszego jeszcze nie wymyślono) jest różnicówka. Ten przykład o
    którym piszesz, czyli "faza" na obudowie komputera, jest zwykle
    niegroźny dla życia do czasu gdy nie chwycisz za wspomniany kaloryfer.
    Zanim to uczynisz to stwierdzasz że coś dziwnie Cię "kopie" itp. To
    dlatego że ten prąd nie ma gdzie sobie płynąć (tak jak w moim
    przypadku). Ryzyko, że jednocześnie dotkniesz urządzenia z L na
    obudowie i takiego z N na obudowie jest znikome (nie dotyczy dzieci i
    kontaktów). Sytuacja zmienia się drastycznie gdy dotykasz kaloryfera
    (a wtedy obojętnie czy masz przewód ochronny w instalacji czy nie,
    chroni Cię jeszcze różnicówka). Instalowanie różnicówki IMHO ma zawsze
    głęboki sens (bez względu na ilość drutów w przewodzie), chyba że w
    danym obwodzie działają urządzenia "kłócące się" z różnicówką lub
    rodzaj instalacji przyłączeniowej uniemożliwia jej stosowanie.

    > różnicówka wogóle nic nie da, po czym kończysz to stwierdzeniem, że
    > mam nie siać paniki, bo tu przecież nie było prądu upływu. Rozwiń to
    > proszę, bo chyba nie nadążam.

    j.w.

    > Moja wypowiedź, moje prawo do ubarwiania, nikogo tam nie atakowałem,

    Cóż, jedni ubarwiają kwiatami inni fjutami.
    ;-)

    Pozdrawiam,
    Krzemo.


  • 45. Data: 2009-10-20 16:21:26
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: "Jarek P." <jarek[kropka]p@gazeta.pl>

    Krzemo <p...@g...com> wrote:

    > Wszystkie przypadki jakie spotkałem lub o jakich słyszałem to były
    > takie w których albo kimś zdrowo trzepało, albo zwęgleniu albo
    > poparzeniu uległa znaczna część ciała. To wyklucza prąd o
    > natężeniu
    > mniejszym niż 30mA. Czy masz coś na poparcie tezy że jest inaczej?

    Czekaj, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. _wydaje_Ci_się_, że tam
    "na pewno" płynęło więcej, a jeśli uważam, że nie, to ja mam
    udowodnić, że to nieprawda? A wiesz, mi się wydaje, że Ty wielbłąd
    jesteś. Udowodnisz, że nie jesteś?
    Jako "coś na poparcie" myslę, że dobra będzie choćby tabela reakcji
    na prąd podawana przez kol. Mateusza.

    > Ile razy jeszcze trzeba to napisać abyś to przyjął do wiadomości?
    > ;-)

    Wystarczy raz, ale z jakąś konsekwencją.

    > Zrobiłem to samo jak doszło do mojej świadomości że to takie
    > trochę
    > niezwykłe swędzenie....
    > ;-)

    Ale przyjmujesz do wiadomości, że to co dla Ciebie było "niezwykłym
    swędzeniem", dla większości osób byłoby dość bolesnym, często
    zostawiającym urazy (oparzenia itp.) wydarzeniem?

    > Chcę dowieść coś bardzo istotnego... że najczęstszymi
    > "porażeniami"
    > które są poważne w skutkach są takie w których bierze udział prąd
    > upływu. I dla takich to przypadków najskuteczniejszą obroną
    > (czytaj:
    > nic lepszego jeszcze nie wymyślono) jest różnicówka.

    I super. Ale jak to się ma do tego, co sam napisałem? Przeczy temu
    jakoś?
    Bo o ile dobrze widzę, to jedyny punkt sporny, to szanse na
    zadziałanie owej różnicówki. Ja twierdzę, że w dwuprzewodowej
    instalacji i normalnych sprzętach domowych szansa na jej zadziałanie
    nie jest znów tak duża, można sobie wyobrazić mnóstwo sytuacji, w
    których nie zadziała bo prąd upływu będzie najzwyczajniej w świecie
    zbyt mały dla jej zadziałania, a jak najbardziej wywołujący
    konkretne skutki u osoby rażonej (tu ponownie odsyłam do tabeli w
    poście kol. Mateusza), ale przeciez absolutnie na tej podstawie nie
    wyciągam wniosków, że ona jest niepotrzebna, a jedynie, żeby nie
    pokładać w nią ślepej wiary, że ona zawsze pomoże. Bo nie zawsze.

    > Cóż, jedni ubarwiają kwiatami inni fjutami.
    > ;-)

    Nojaaasne. Jedni ubarwiają fiutami, inni co i rusz dziwne grymasy
    robią, przy każdym zdaniu oczko puszczając.

    J.


  • 46. Data: 2009-10-20 16:56:53
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: Krzemo <p...@g...com>

    On 20 Paź, 18:21, "Jarek P." <jarek[kropka]p...@gazeta.pl> wrote:
    > Krzemo <p...@g...com> wrote:
    > > Wszystkie przypadki jakie spotkałem lub o jakich słyszałem to były
    > > takie w których albo kimś zdrowo trzepało, albo zwęgleniu albo
    > > poparzeniu uległa znaczna część ciała. To wyklucza prąd o
    > > natężeniu
    > > mniejszym niż 30mA. Czy masz coś na poparcie tezy że jest inaczej?
    >
    > Czekaj, nie wiem, czy dobrze zrozumiałem. _wydaje_Ci_się_, że tam
    > "na pewno" płynęło więcej, a jeśli uważam, że nie, to ja mam
    > udowodnić, że to nieprawda? A wiesz, mi się wydaje, że Ty wielbłąd
    > jesteś. Udowodnisz, że nie jesteś?
    > Jako "coś na poparcie" myslę, że dobra będzie choćby tabela reakcji
    > na prąd podawana przez kol. Mateusza.

    Proszę Cię bardzo....
    20,0...60,0 mA: Silne i bardzo bolesne skurcze mięśni rąk i klatki
    piersiowej, możliwość arytmii serca.
    Czy tu jest coś o skutku śmiertelnym?
    To jednak Ty jesteś wielbłądem....
    ;-)

    >
    > Ale przyjmujesz do wiadomości, że to co dla Ciebie było "niezwykłym
    > swędzeniem", dla większości osób byłoby dość bolesnym, często
    > zostawiającym urazy (oparzenia itp.) wydarzeniem?

    Mogło być i dla mnie gdybym miał bardziej spocone dłonie ...

    > > Chcę dowieść coś bardzo istotnego... że najczęstszymi
    > > "porażeniami"
    > > które są poważne w skutkach są takie w których bierze udział prąd
    > > upływu. I dla takich to przypadków najskuteczniejszą obroną
    > > (czytaj:
    > > nic lepszego jeszcze nie wymyślono) jest różnicówka.
    >
    > I super. Ale jak to się ma do tego, co sam napisałem? Przeczy temu
    > jakoś?

    Cytat:
    "Dlatego też ja osobiście stoję na stanowisku, że różnicówka w
    instalacji dwuprzewodowej niczemu nie przeszkadza i jak ktoś chce,
    oczywiście można ją stosować, czemu nie. Na pewno będzie odrobinke
    bezpieczniej. Ale trzeba mieć tą świadomośc, że to będzie tylko
    bardzo, bardzo niewielkie odrobinkę, "

    Nie wiem co miałeś na myśli,ale brzmi to tak jakby ta różnicówka w
    instalacji dwuprzewodowej w zasadzie nie miała znaczenia, a moim
    zdaniem ma i to całkiem istotne tak jak różnica między życiem a
    śmiercią.

    > Bo o ile dobrze widzę, to jedyny punkt sporny, to szanse na
    > zadziałanie owej różnicówki. Ja twierdzę, że w dwuprzewodowej
    > instalacji i normalnych sprzętach domowych szansa na jej zadziałanie
    > nie jest znów tak duża, można sobie wyobrazić mnóstwo sytuacji, w
    > których nie zadziała bo prąd upływu będzie najzwyczajniej w świecie
    > zbyt mały dla jej zadziałania, a jak najbardziej wywołujący
    > konkretne skutki u osoby rażonej (tu ponownie odsyłam do tabeli w
    > poście kol. Mateusza),

    "60,0..100,0 mA: Prawdopodobieństwo nierównej i niezgodnej pracy komór
    i przedsionków serca - konieczna natychmiastowa pomoc lekarza.
    powyżej 300 mA: Zatrzymanie normalnej pracy serca."
    Jak widać skutki śmiertelne są dopiero powyżej 300mA, czyli po
    dziesięciokrotnym przekroczeniu progu zadziałania różnicówki.

    ;-) (tu daję oczko abyś wiedział że musisz to raz jeszcze przemyśleć)




    > ale przeciez absolutnie na tej podstawie nie
    > wyciągam wniosków, że ona jest niepotrzebna,
    Można wysnuć wniosek (na podstawie Twoich wypowiedzi) że tak niewiele
    daje że instalowanie jej tozbędny wydatek. Skoro jest inaczej to
    przepraszam.
    ;-)

    >a jedynie, żeby nie
    > pokładać w nią ślepej wiary, że ona zawsze pomoże. Bo nie zawsze.

    No i pod tym podpisuję się obydwoma rękami i nogami.
    ;-)

    > > Cóż, jedni ubarwiają kwiatami inni fjutami.
    > > ;-)
    >
    > Nojaaasne. Jedni ubarwiają fiutami, inni co i rusz dziwne grymasy
    > robią,
    Trudno nie robić grymasów gdy ja jestem facet a ty ubarwiasz świat
    fjutami ....

    :-)))))))))))))))

    Pozdrawiam,
    Krzemo.


  • 47. Data: 2009-10-20 18:35:20
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: "Jarek P." <jarek[kropka]p@gazeta.pl>

    Krzemo <p...@g...com> wrote:

    > Proszę Cię bardzo....
    > 20,0...60,0 mA: Silne i bardzo bolesne skurcze mięśni rąk i klatki
    > piersiowej, możliwość arytmii serca.
    > Czy tu jest coś o skutku śmiertelnym?

    Dlaczego tak wysoko strzeliłes, dlaczego nie choć o oczko niżej, w
    przedział znakomicie się mieszczący poniżej progu zadziałania
    typowej różnicówki:
    "10,0...25,0 mA: Uwolnienie się od elektrod na skutek skurczu bardzo
    trudne lub niemożliwe."
    A i jeszcze jedno: migotanie komór serca, to też rodzaj arytmii, nie
    wiem, czy wiesz. A przy braku natychmiastowej reanimacji kończy się
    zgonem.

    > Nie wiem co miałeś na myśli,ale brzmi to tak jakby ta różnicówka w
    > instalacji dwuprzewodowej w zasadzie nie miała znaczenia, a moim
    > zdaniem ma i to całkiem istotne tak jak różnica między życiem a
    > śmiercią.

    Napisałem IMO dość wyraźnie i chodziło mi o to, że różnicówka w
    takim układzie poprawia bezpieczeństwo nieznacznie, jedynie dla dość
    moim zdaniem wydumanych przypadków, których przykłady wymieniłem, od
    realnych począszy a na perwersyjnych, które Cię najbardziej zdaje
    się urzekły skończywszy. I nie, nie twierdzę, że one nie są
    niemożliwe. Ale statystycznie, w statystycznym gospodarstwie domowym
    bardzo rzadkie (przypominam, że autor wątku, pyta o instalacje w
    normalnych pomieszczeniach bloku mieszkalnego, z wyłączeniem kuchni
    łazienki, gdzie faktycznie, zwłaszcza w łazience szansa na złapanie
    pralki z przebiciem podczas siedzenia w starej metalowej wannie jest
    bardziej realna).

    > "60,0..100,0 mA: Prawdopodobieństwo nierównej i niezgodnej pracy
    > komór
    > i przedsionków serca - konieczna natychmiastowa pomoc lekarza.

    "10,0...25,0 mA: Uwolnienie się od elektrod na skutek skurczu bardzo
    trudne lub niemożliwe."

    Naprawdę uważasz, że z tego zdania wynika tylko tyle, że ofiara
    będzie stała nie mogąc się samodzielnie uwolnić i gromkim głosem
    wołała o pomoc, choćby i godzinę? Na podstawowych wykładach z BHP
    mówią, że czynnikiem decydującym o skutkach jest nie tylko wartość
    prądu ale i czas jego przepływu.

    > Trudno nie robić grymasów gdy ja jestem facet a ty ubarwiasz świat
    > fjutami ....

    No teraz mnie po prostu takim argumentem merytorycznym zastrzeliłes,
    że normalnie nie wiem, co powiedzieć. Chyba się poddam. Normalnie
    pedał jestem i gdzież mi z takim prawdziwym mężczyzną, jak Ty
    dyskutować, poddaję się.

    J.


  • 48. Data: 2009-10-21 11:04:04
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: "Piotrek" <z...@g...pl>

    Panowie, tabela reakcji organizmu jest ok. Ale dla przypadku rezystancja
    człowieka >1KOhm. W normalnym stanie rezystancja człowieka to ok 8KOhm (nie
    jestem 100% pewien) więc prądy płynące przy 230V są 8 razy mniejsze niż przy
    rezystancji 1kOhm.



  • 49. Data: 2009-10-21 11:41:35
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: "Papa Smerf" <P...@z...zalasami.trala.la>

    Órzytkownik "Piotrek" napisał:
    > Panowie, tabela reakcji organizmu jest ok. Ale dla przypadku rezystancja
    > człowieka >1KOhm. W normalnym stanie rezystancja człowieka to ok 8KOhm
    > (nie jestem 100% pewien) więc prądy płynące przy 230V są 8 razy mniejsze
    > niż przy rezystancji 1kOhm.

    tabela reakcji jest dla prądu a nie dla rezystancji, bo to prąd powoduje
    reakcję a nie rezystancja człowieka!:O)


  • 50. Data: 2009-10-22 14:25:35
    Temat: Re: Po co różnicówki?
    Od: "Ghost" <g...@e...pl>


    Użytkownik "Mateusz Viste" <m...@n...please> napisał w wiadomości
    news:adg0r6-876.ln1@datacenter.viste-family.net...
    > On Tuesday 20 October 2009 12:09, Jarek P. wrote:
    >>> Z prawa Ohma wynika co innego - im większy opór tym mniejszy prąd!
    >>> ;-)
    >>
    >> To nie do mnie z tym wnioskiem.
    >
    > To o mnie chodzi :)
    > Tak, szybko pisząc dwukrotnie użyłem słowa "mniej". Oczywiście za drugim
    > razem miało być "więcej".
    >
    >> "Poniżej 0,5mA człowiek nie odczuwa porażenia prądem, lecz w miarę
    >> jego wzrostu następuje łaskotanie, mrowienie, drętwienie aż do bólu a
    >> następnie dochodzi do skurczu mięśni. Wtedy natężenie przekracza tzw.
    >> prąd samouwolnienia, czyli 10mA.
    >
    > Tu się zgadzam. Co prawda nie miałem nigdy okazji przetestować tych
    > wartości na sobie, ale oto kilka danych, na temat odczuwanych wrażeń i
    > reakcji organizmu człowieka na przepływ prądu o częstotliwości 50..60 Hz
    > na drodze "dłoń jednej ręki - dłoń drugiej ręki":
    >
    > 0,3...0,4 mA: Odczuwa się przepływ prądu w miejscu zetknięcia dłoni z
    > elektrodą.
    > 0,7...1,2 mA: Prąd wyraźnie się odczuwa.
    > 1,2...1,6 mA: Łaskotanie i swędzenie ręki (podobne do swędzenia
    > powodowanego przez mrówki).
    > 1,6...2,2 mA: Cierpnięcie dłoni.
    > 2,2...2,8 mA: Cierpnięcie przegubów.
    > 2,8...3,5 mA: Lekkie usztywnienie rąk.
    > 3,4...7,5 mA: Silne usztywnienie rąk, ból w przedramieniu aż do łokcia.
    > 4,0...7,0 mA: Skurcze dłoni, przedramienia i ramion.
    > ok. 6,0 mA: Kobiety mogą się jeszcze odłączyć od elektrod pomimo skurczu
    > ramion i dłoni.
    > ok. 9,0 mA: Mężczyźni mogą jeszcze odłączyć się od elektrod pomimo skurczu
    > ramion i dłoni.
    > 10,0...25,0 mA: Uwolnienie się od elektrod na skutek skurczu bardzo trudne
    > lub niemożliwe.
    > 20,0...60,0 mA: Silne i bardzo bolesne skurcze mięśni rąk i klatki
    > piersiowej, możliwość arytmii serca.
    > 60,0..100,0 mA: Prawdopodobieństwo nierównej i niezgodnej pracy komór i
    > przedsionków serca - konieczna natychmiastowa pomoc lekarza.
    > powyżej 300 mA: Zatrzymanie normalnej pracy serca.
    >
    > Źródło: Jerzy Dreszer, "Zarys Elektrotechniki", Wydawnictwo Szkolne i
    > Pedagogiczne, 1978

    Z powyzszego wynikaloby, ze moje wyksztalcenie ze szkoly sredniej (technik
    elektryk) bylo wielce utrafione, bo chyba mam niesamowita rezystancje ciala
    czyli predyspozycje odpornosciowe. Kiedys oparlem sie czolem o rure
    kaloryfera a reka zlapalem za faze. Owszem robnelo nieprzyjemnie -
    laskotaniem bym tego nie nazwal, ale zadnych cierpniec czy usztywnien.
    Odlaczylem sie samodzielnie i blyskawicznie ;-)

strony : 1 ... 4 . [ 5 ] . 6


Szukaj w grupach

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1