eGospodarka.pl
eGospodarka.pl poleca

eGospodarka.plNieruchomościGrupypl.misc.budowanieMoje przeboje z klientemMoje przeboje z klientem
  • Path: news-archive.icm.edu.pl!news.rmf.pl!agh.edu.pl!news.agh.edu.pl!news.onet.pl!not
    -for-mail
    From: scream <n...@p...pl>
    Newsgroups: pl.misc.budowanie
    Subject: Moje przeboje z klientem
    Date: Sun, 30 May 2010 21:05:07 +0200
    Organization: http://onet.pl
    Lines: 156
    Message-ID: <b5pe72cokfzw.nuzjkfthy4zx$.dlg@40tude.net>
    NNTP-Posting-Host: chello089075049064.chello.pl
    Mime-Version: 1.0
    Content-Type: text/plain; charset="iso-8859-2"
    Content-Transfer-Encoding: 8bit
    X-Trace: news.onet.pl 1275246323 13606 89.75.49.64 (30 May 2010 19:05:23 GMT)
    X-Complaints-To: n...@o...pl
    NNTP-Posting-Date: Sun, 30 May 2010 19:05:23 +0000 (UTC)
    User-Agent: 40tude_Dialog/2.0.15.1pl
    Xref: news-archive.icm.edu.pl pl.misc.budowanie:396104
    [ ukryj nagłówki ]

    Wyżalić się chciałem. Tyle się tu pisze o nierzetelnych wykonawcach, więc
    teraz ja napiszę coś o nierzetelnym kliencie. Długie będzie. Bardzo...

    W lipcu zeszłego roku znalazłem klienta chętnego na wykończenie całego
    domu, tj. malowanie, łazienki, panele podłogowe. Dogadaliśmy wszystko i
    podpisaliśmy umowę. Prace miałem zacząć w połowie sierpnia. Kilka dni przed
    rozpoczęciem prac miałem przeczucie, że coś jest nie tak, bo zero
    zainteresowania ze strony klienta. Pojechałem na budowę - i okazuje się, że
    mam rację. Klient wziął ekipę do wykończenia poddasza i zrobienia gładzi
    (ci sami co budowali mu dom) i chłopakom zejdzie jeszcze conajmniej
    miesiąc, mają zresztą taki termin na swojej umowie. Dzwonię do klienta - a
    tak, faktycznie, zapomniał mi powiedzieć.

    Cóż, mówi się trudno. Termin przesunęliśmy, a ja praktycznie z dnia na
    dzień musiałem znaleźć sobie jakieś inne zlecenie. Dałem radę, nie jest
    źle.

    W końcu weszliśmy w 3. tygodniu września. W międzyczasie klient przez
    miesiąc wybierał kolory farb na ściany. Zaczęliśmy prace, klient
    zadowolony. Ale malowanie to szybki temat, na następny ogień idą panele
    podłogowe i gres. Tu także schody. Licząc od połowy sierpnia, kiedy
    mieliśmy wejść i dałem klientowi listę spraw co do których musi podjąć
    decyzję, mijają dwa miesiące i nadal nie wiadomo co dalej.

    Jakimś cudem znów "z dnia na dzień" znajduję inną robotę, a klient
    intensywnie zastanawia się nad panelami i gresem. W końcu sukces - na
    początku listopada już wiadomo jakie panele i jaki gres. Kupujemy.

    W międzyczasie na początku października każę klientowi zastanowić się nad
    płytkami i sprzętami do łazienek.

    Pod koniec pierwszego tygodnia listopada wznawiamy prace. Panele idą
    szybko, gres także. Chłopaki się uwijają jak w ukropie, klient płaci
    zadowolony. Kończymy prace - pytam - co z łazienkami? Nic nie wiadomo.

    Zmuszam klienta do intensywnego myślenia a chłopakom znajduję jakąś inną
    robotę na okreś przed- i po-świąteczny. Jak się okazało trochę
    niepotrzebnie, bo klient jednak się ogarnął i wybrał płytki do dwóch z
    trzech łazienek. Jednak damy radę. Jeszcze tylko kilkugodzinne spotkanie u
    klienta w mieszkaniu, dostaję kartkę z narysowanym kredkami świecowymi (!)
    układem łazienki i możemy działać. Mam rysunek jak mają być ułożone płytki,
    przystępujemy do pracy.

    W międzyczasie nieprzyjemna niespodzianka. Podczas wyceny w lipcu klient
    mówił, że na wszystkich ścianach będą ułożone płytki "na płasko". Podczas
    ustalania koncepcji okazuje się jednak, że tu ma być zabudowa z
    kartongipsu, tam ma być półka, gdzieś indziej ma być wnęka na szafkę, a
    jeszcze gdzieś indziej coś innego. Dochodzą zabudowy, dochodzą szlify,
    dochodzą przeróbki hydrauliczne i elektryczne. Klient jest niepocieszony,
    że moja pierwotna wycena nie obejmowała tego typu cudów "bo przecież mogłem
    przewidzieć" i że będzie musiał dopłacić. Dochodzimy jednak do
    porozumienia.

    Kończymy układanie płytek pod koniec pierwszego tygodnia stycznia i
    powstaje pytanie - co dalej? Klient nadal nie wybrał sprzętów do łazienki.
    Nie wiadomo nic o umywalkach, wannie, kabinach, sedesach. Przez 3 miesiące
    nic nie wymyślili. Nie możemy kontynuować prac. Cóż. Moim chłopakom płacę
    kilka dni postojowego, a potem znajduję im jakąs robotę, jednak na początku
    roku było z tym baaardzo ciężko. W międzyczasie cały czas naciskam na
    klienta, żeby wybrał w końcu sprzęty do łazienek, wtedy my je zamontujemy i
    zakończymy całe zlecenie.

    Nie ma tak łatwo. Do początku lutego klient wybrał dwie umywalki i dwa
    panele prysznicowe. Potem dostalem telefon, że w domu pojawiły się
    pęknięcia (istotnie, było ich bardzo dużo) w związku z czym prace zostają
    wstrzymane na bliżej nieokreślony czas aż poprzedni wykonawca nie poprawi
    swojej pracy. Popękały zarówno ściany, jak i sufity, jak i kartongipsy,
    więc podejrzewam, że budynek dość solidnie osiadł po zimie. Nie wtrącam
    się. Dla mnie najważniejsze jest to, że znów muszę kombinować robotę na
    szybko. Bo przecież do początku lutego klient miał wybrać te @#^%$& sprzęty
    i mieliśmy dokańczać u niego. A nie będziemy.

    Mijają prawie dwa miesiące. Dzień po lanym poniedziałku. Telefon od
    klienta. Awantura. Dlaczego nic nie dzieje się na budowie? Dlaczego to tyle
    trwa? Dlaczego nikt z mojej ekipy tam nie pracuje? Przypomniałem
    delikatnie, że nie pracujemy, bo nie ma co robić i nadal - od 7 miesięcy,
    od października 2009 do kwietnia 2010 - czekamy aż wybierze sprzęty do
    łazienek. Klient zobowiązał się, że "jutro" wyśle mi wszystkie potrzebne
    informacje.

    Za kilka dni kolejny telefon. Panu bardzo się podoba nasza dotychczasowa
    współpraca jak również jakość pracy, przeprasza, że jeszcze musimy czekać,
    obiecuje, że już "na dniach" wybierze to o co go prosiłem i wejdziemy
    kontynować prace. Ale tym razem to ja mówię dość. Nie będziemy kontynuować
    prac, nie mam zamiaru czekać w nieskończoność. Czekanie 7 miesięcy na wybór
    jednej wanny, dwóch kabin, trzech umywalek, trzech baterii, trzech kibelków
    i bidetu to nie jest normalna rzecz.

    Opowieść zbliża się ku końcowi. Model naszej współpracy był taki:
    - klient jest zabiegany, nie ma na nic czasu (to osoba, powiedzmy,
    publiczna, więc mogę to zrozumieć)
    - przelewa mi kasę w transzach
    - wybiera materiały i ustala koncepcje
    - ja kupuję materiały i pokrywam wcześniej ustalony koszt robocizny dla
    danego etapu
    - daję znać, że kasa się kończy i proszę o kolejną transzę.
    Jak się okazało ów model współpracy był zły, bo teraz powstał problem
    rozliczenia wpłaconych pieniędzy. Na początku klient wymyślił sobie jakąś
    kwotę od czapy i żądał ode mnie oddania kasy właśnie w takiej wysokości.
    Skąd mu się to wzięło, nie wiadomo. Nie zgodziłem się, a w międzyczasie
    przygotowywałem rozliczenie końcowe.

    W końcu pokazałem je klientowi i ten osłupiał. Spisałem wszystkie materiały
    jakie kupiłem (za jego wiedzą i zgodą, zresztą takie rozliczenia były już
    wcześniej), spisałem wszystkie wykonane i rozliczone prace, spisałem także
    prace wykonane częściowo i odliczyłem odpowiednią część swojego
    wynagrodzenia. Do zwrotu kilka tysięcy. On żądał kilkudziesięciu, ale nie
    potrafił tego umotywować. Ja na wszystko mam faktury, umowy, maile z
    ustaleniami i wycenami. Powstał spór.

    Kończąc tego przydługiego posta - sprawa jest rozwojowa i będę informował
    co dalej. Klient ewidentnie nie pogodził się z tym, że nie chcę mu oddać
    kasy w takiej wysokości w jakiej żądał i buntuje się.

    Dziś mnie zaskoczył. Uwaga, usiądźcie.

    Okazuje się, że w łazienkach ułożyłem złe płytki, w złym układzie, w złych
    kolorach. Jeżeli nie spełnię jego żądań i nie oddam mu kasy w takiej ilości
    w jakiej sobie wymyśli, to prawdopodobnie będzie żądał zwrotu pieniędzy za
    materiał i robociznę. W lazienkach miały być płytki kremowe, a są
    zielono-czerwone. Przypomnę tylko, że płytki są w całości ułożone i
    zafugowane od pierwszego tygodnia stycznia, a dziś mamy koniec maja. Po
    prawie 6 miesiącach klient przypomniał sobie, że jednak jest źle.

    Jak to się mówi - jak chcesz zbić psa, to kij się zawsze znajdzie, prawda?
    Jeśli więc twój wykonawca nie chce oddać wyimaginowanego długu, to powiedz
    mu że zrobił coś zupełnie wbrew twojej koncepcji i nadal żądaj zwrotu
    większej kwoty niż ci się należy. To jakaś paranoja.

    Zapomniałem wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. Na początku lutego kiedy
    wchodziła ekipa od poprawek, zażyczyli sobie zmiany kodu do alarmu. A tam
    zostały moje narzędzia, niedużo warte bo to tylko klucze, wkrętarki,
    gilotyna do płytek, itp - razem może ze 3 tysiące, ale jednak. Wzywałem
    klienta kilka razy do ich wydania, niestety - echo. A sam wejść nie mogę.
    Prawdopodobnie niedługo sprawdzę jak skutecznie działa w takich sprawach
    policja, bo moja cierpliwość jest już naprawdę na wyczerpaniu.

    Piszę tego posta i właściwie sam z siebie się śmieje, jak mogłem pozwolić
    żeby ta farsa trwała tyle czasu, a właściwie to trwa nadal i raczej nie
    prędko się zakończy. Klient na poziomie, bardzo wykształcony, ma nawet
    stronę o sobie w Wikipedii, nie przypuszczałem, że będzie aż tak trudnym
    człowiekiem. Nie potrafi zrozumieć najprostszych spraw albo rozumie je na
    swój sposób, nie czyta tego co do niego piszę, celowo stara się wprowadzić
    mnie w błąd albo wykorzystać jakoś moją nieuwagę.

    Będę informował na grupie na bieżąco jak rozwija się sprawa :)

    Sorry, że tak długie to wyszło, mógłbym pisać jeszcze z godzinę a i tak bym
    nie skończył, bo przebojów z tym klientem mam co nie miara. Musiałem po
    prostu się komuś wyżalić. Widzicie jak to wygląda "z drugiej strony
    barykady".

    --
    best regards,
    scream
    Samobójcy są arystokracją wśród umarłych.

Podziel się

Poleć ten post znajomemu poleć

Wydrukuj ten post drukuj


Następne wpisy z tego wątku

Najnowsze wątki z tej grupy


Najnowsze wątki

Szukaj w grupach

Eksperci egospodarka.pl

1 1 1