Cześć,
umowę o przyłącze zawarłem ~2 lata temu (musiałem do PNB),
budowa potrwa długo - raptem fundamenty mam,
prąd do betoniarki mam (będę) miał z rodzinnego domu obok (15m),
przyłącze zdążyli wybudować -choć mi nie potrzebne (może za 4 lata?),
przyszła faktura do zapłaty za przyłącze wg. umowy ~2000zł,
za ~miesiąc mam termin przyłączenia wg umowy ($1)
i teraz tak:
- Idę do PGE i mówię czy można przesunąć/aneks bo nie mam WLZ i za pusty
licznik przez 3-4 lata nie chcę płacić, prądu mi nie trzeba.
- Babka mówi, że za przyłącze muszę zapłacić (oni robili) i nic tu nie
zmienimy, OK, pytam o te płacenie za licznik ..[ona] sugeruje by się nie
wywiązać z umowy (terminu) [..czego? budowy WLZta? zgłoszenia żem gotów?]
..że to będzie następna umowa .. jakoś tak pokrętnie, popatrzyła w kompa i
na krótkiej pogadance się kończy.

Sugestia jest taka: zapłać fakturę a umowę rzuć na dno pudła (PGE ponoć nie
naciska na sprawdzanie terminów umów (??))

Przyznam, nie podobała mi się (z zachowania), teraz odkopałem umowę i widzę
np.:
"Strony mogą naliczyć kary .. 0.05% ..wartości wstępnej..brutto.. każdy
dzień zwłoki .. terminu określonego w $1 ust.5"

Mam też prawo zerwania umowy z 3 miesięcznym okresem wypowiedzenia.
Czyli co?
Płacę za przyłącze, zrywam umowę, za miesiąc wpadam w termin i pozostaje 2
miesiące po terminie od których mogą liczyć 0.05% dziennie (od 2000zł)?
Nie płacić za przyłącze wpierw, zerwać umowę i zapłacić za przyłącze?

Ktoś przerabiał? Jak najkorzystniej z tego wybrnąć?
WLZ/tablicy absolutnie nie dam rady w tym roku zbudować, a jak strzelą focha
to mogą mi tego prądu nigdy nie zakładać.