Lisciasty napisał:

>> Problem tylko taki, że indywidualne garaże nie są częścią wspólną.
>> Podobnie jest z sąsiadką (a nawet z jej częścią). Bez leninowskich
>> rozwiązań nie da się problemu pokonać.
>
> No pewnie że nie są. Ale prund już może być, bo dlaczego nie?
> Przecież tak samo działa to w piwnicach, które są własnością
> poszczególnych lokatorów. A prund leci ze wspólnego worka.
> To jest naprawdę banalny problem i w wielu miejscach nawet nikt
> nie wie że coś takiego może być problemem.

Czasem nie jest problemem, jednak zdarza się, że kotoś rozpęta
piekło -- bo Kowalski tym naszym wspólnym prundem struga w piwnicy
półki na książki. A Stolarski to nawet spawarkę podłączył i szwajsuje
wieczorami jakieś żelastwo. W garażu takie rzeczy są na porządku
dziennym, niektórzy wręcz po to garaże kupują, by w długie zimowe
wieczory cośtam dłubać w cieple farelki przy swoich automobilach.
Stąd liczniki. A te muszą być na umowę z zakładem energetycznym,
bo inaczej by to był niekoncesjonowany i nielegalny handel energią.
Na takim stanowisku stoi zarząd, a ja mu się wcale nie dziwię, bo
jak się ktoś przyczepi, to lepiej nie myśleć co wtedy.

Inna sprawa, że ja bym chyba lepiej wyszedł na ryczałtowym rozliczeniu
współniego prądu. Składka na kilku dłubaczy-farelkowców może być niższa
od abonamentu elektrowni. Jednak zwawiść ludzka jest nie do pokonania
-- na pewno wielu by nie mogło usnąć, czując się tak haniebnie okradanym.

Ale to garaże i piwnice. Tymczasem główny problem dotyczy sąsiednich
nieruchomości mieszkalnych. Tu sprawa jasna -- na pewno nie da się
potraktować sypialni sąsiadki jako "części wspólnej" (przynajmniej
w rozliczeniach z energetyką).

Jarek

--
Pistolet pod łóżko
połóżmy zwyczajnie
gdy zadzwoni rano budzik
-- to do niego walnę