Pan WS napisał:

> lepiej by bylo dolozyc do wymiany najstarczych strucli na cos malego,
> taniego, spalinowego, ale nowego, spelniajacego jakies sensowne normy
> (w zamian za zlomowanie).

Gdzie w tym logika? Gdzie ekologia? Różnica w oddziaływaniu na środowisko
"czegoś nowego spełniającego sensowne normy", a czegoś kilkuletniego, co
spełnia normy uznane za sensowne kilka lat wcześniej, jest bardzo mała.
Postęp prawie się zatrzymał, trwa walka o jakieś pojedyncze procenty,
które często da się osiągnąć wyłącznie metodami Volkswagena.

Natomiast w dziedzinie złomowania postępu w ogóle nie widać, nawet na
horyzoncie. Jak samochód trafia na złom, to stamtąd zwykłą losu koleją
wędruje do huty. Tam go przetopią na surówkę, potem z surówki zrobią
stal, będą ją walcować i tłoczyć, aż powstanie nowy automobil. Robiący
3,14% dwutlenku węgla mniej, niż w poprzednim wcieleniu. Sukces tak
wielki, że niektórzy niemal się nie posikają ze szczęścia. Nie myślą
oni o tym, że procesy produkcyjne, a osobliwie hutnictwo, zostawiają
ślad węglowy wielokrotnie większy niż zyski z nowych norm ekologicznych
w motoryzacji. Nie da się w wielkim piecu napalić wiatrakami, nie idzie
jakoś wytop surówki w pompach ciepła, perspektywa grzania fotowoltaiką
gruszki Bessemera nie wygląda najlepiej.

Jakkolwiek by to niektórym dziwnie nie zabrzmiało, to dzisiaj "samochód
ekologiczny" oznacza po prostu samochód eksploatowany przez długie lata,
a przy tym zadmany. Namawianie do złomowania nieco starszych aut w imię
ekologii jest po prosty nieuczciwe. A ci, co wierzą w takie recepty na
naprawianie świata, są zwykłymi głupcami.

Jarek

--
Uczone małpy, ścisłowiedy,
Co oglądacie świat przez lupę
I wszystko wiecie: co, jak, kiedy,
Całujcie mnie wszyscy w dupę.