Kadar pisze tak:

> I to jest przewaga zachodnich rozwiązań. Tu nadal istnieją małe
> sklepiki i usługi typu szewc.

Sam nie wiem co o tym myśleć jak wychodzę na tzw high street
z jednej strony rozjechałbym te budy buldożerem jak to miało miejsce w
Polsce. Z drugiej strony jak ktoś z tego interesu wyżyje to good for
him. Nie muszą wszędzie być marmurowe wąwozy jak w Polsce. No i w końcu
nie mój kraj nie moje małpy.


> My już tak daleko poszliśmy w tym rozwoju, że zwykłych sklepów już
> nie uświadczysz za to same internetowe.

Internetowe sklepy mają poważną wadę. Hołota się bogaci i wykupuje
wszystko błyskawicznie. Ma natychmiastowy przegląd sytuacji. A nie
kupuję tylko dla siebie jednej rzeczy ale i dla pociotków. Nie kupuje
kiedy potrzeba tylko kiedy upoluje.


> Ja jak do tej pory jednak wolę pójść, wziąć do reki, zapłacić i mieć.

No tak jest fajnie.

W 2011r zerwałem gwint w silniku. Wstałem raniutko, miałem jeszcze
drugi samochód, uderzyłem w miasto i w Perle Połnocy (200tys
mieszkańców) nie kupiłem gwintownika. Jeden gwintownik sprzedał mi
facio prywatny, nie będący na sprzedaż na sklepie a drugi gwintownik
wypożyczyłem za 100zł kaucji u tokarzy. Także tak.

Dziś mongoły nie tylko nie potrzebują sklepow z gwintownikami.
Tak poszło na przód, że nie potrzebują samochodu posiadać nie mówiąc o
jego gwintowaniu. Apka i sie wypożycza samochód i pozrzuca gdzie
wygodnie a robol ma w nocy serwisować i przygotować.

--
Piotrek

Let me see your war face.