W dniu 2015-09-21 o 08:19, Piotrek pisze:
> Tak sobie czytam te Twoje posty i szczęka mi opada ...
> Moje dzieci rozpoczynały naukę w szkole ze dwadzieścia lat temu i
> później miałem niewielką styczność ze szkolnictwem podstawom.
> Dlatego już nie wiem czy to szkoła aż tak zeszła na psy? Czy to raczej
> dzisiejsi rodzice są jacyś tacy - za przeproszeniem - cipowaci i nie
> potrafią właściwie ustawić relacji rodzic-dziecko-szkoła ...
Nie ukrywam, że może to zależeć od szkoły. W "mojej" panuje akurat
zamordyzm, czyli chętnie wyciąga się rękę po kasę (w modzie stały się
mikropłatności, czyli tu 5zł na sponsorowanie zwierzątka, tam 7zł na
dzieci w Afryce, tu 13zł na wykonanie prezentów na dzień babci i
dziadka, tam stówka na nowy sprzęt nagłaśniający), a jak się coś nie
podoba, to wyp*, bo szkoła przepełniona. Większość rodziców jest jak
zauważyłeś cipowata, dużo się nagadają w szatni, ale żeby coś zmienić,
czytaj: pójść i zażądać jakiejś zmiany, to chętnych nie ma, "bo przecież
potem będą ci się na dziecku mścili". Trudno być jedną z niewielu osób
czegoś wymagających, bo jeśli w całej szkole zbierze się takich nawet
kilka, to są automatycznie spuszczane na drzewo.

--
Pozdrawiam
Maciek